Witajcie Kochane Istotki.
To właśnie dzisiaj nastaje ten dzień, w którym czas na zmiany. Zmieniam stary opis informujący o czym jest ten blog. Wymazuję starą przeszłą mnie. A brzmiał on tak:
"To blog dla Was i dla mnie. Każdy może znaleźć coś dla siebie: teksty o obserwacji i rozwijaniu siebie, filmiki z baśniami; z relaksem i medytacją i inne; historie, doświadczenia życia, które w połączeniu z Przekazem Wielkich, Źródłowych Nauk, mogą pomóc zmienić coś w sobie, w swoim życiu. Celem jest Wasza i moja transformacja w kierunku szczęśliwego i świadomego życia, tu i teraz w tym właśnie wcieleniu, w którym obecnie jesteśmy.
Zapraszam do wspólnej przygody!
Odnajdując czystą ścieżkę."
Dziś powstaje zupełnie nowy opis. Tak jak nowa na nowo jestem ja. Wszystko nieustannie się zmienia, transformuje, pojawia, trwa i znika, aby pojawić mogło się inne, nowe. Zatem tak jak znika stary opis i pojawia się świeży nowy, tak po czasie kolejnych transformacji zniknęłam stara ja i pojawiłam się świeża, szczęśliwsza, spokojniejsza i nowa.
Tutaj przeczytasz całość treści, której zbity w kilka słów trzon zamieściłam w opisie. Zamysł był inny, ale matrix dał tylko 500 słów na opisanie czym jest ten blog. :-) Oto całość:
Zapraszam Ciebie z całą moją miłością Kochana Przepiękna Istoto...
...do tej przestrzeni, jaka powstaje tutaj poprzez przepływające przeze mnie od Matki Ziemi i Ojca Nieba słowa, które same spisują się moimi dłońmi na kartkach. Moim codziennym rytuałem jest poranna kawa w pościeli i to czas dla mnie, na uporządkowanie i ukojenie błądzących i gubiących się nocną porą Umysłu i Serca. Kiedy jest ciemno i włącza się przycisk: OFF, ciało traci świadome czucie i przyjęło się mówić: zasypiam, śpię, zapadam w sen. Ale ja wiem, że następuje odłączenie od zasilania w matrixie i ciało nieruchomieje. Pojazd odpoczywa, regeneruje się i porządkuje, aby móc podróżować dnia następnego. A wtedy przychodzi czas na podróż Umysłu i Serca. Rozpierzchają się one wtedy w zupełnie różnych kierunkach. Serce w postaci Duszy po długich i wielokrotnych, wieloletnich, wędrówkach przez różne wymiary innych równoległych światów - wiem już - że odnalazło właściwą drogę i wiem, że teraz już każdej nocy kiedy śpię, powraca do swojego DOMU ŚWIATŁA, do bezpiecznej przestrzeni, w której mieszka miłość i kochające Istoty Światła. A umysł? - zapytacie. Umysł jeszcze błądzi i powraca do tych przestrzeni, które go związały w nałogowych zapisach, programach, strukturach, uwięziły i uwikłały, zakorzeniły strach, smutek i złość. I kiedy rano budzę się, czuję jak powracają do mnie one rozdzielone, z różnych stron, z różnych światów i niejeden raz po różnych przeżyciach. Nie zawsze są spokojne. Nawet serce w drodze do domu i z powrotem natrafi czasem jeszcze na jakąś przeszkodę. Umysł powolotku zaczyna przybliżać się do tej właściwej drogi prowadzącej do domu, ale wiem, że nadal błądzi. Choć jest już chyba blisko? Przez większość mojego życia powracały one smutne, podenerwowane, skurczone, przygaszone, zalęknione albo złe na wszystko, zestresowane albo pokiereszowane przygodami. Nie wiem, co tam się wydarzało i wydarza, bo ludzki rozum nie jest w stanie tego objąć. Ale im głębiej zanurzam się w Przestrzeń Serca i podróżuję z nim do jego domu, tym bardziej oglądam wewnętrznymi oczami, czuję zapachy wewnętrznym węchem, czuję jak smakuje i jaki jest w dotyku tamten świat. Nie umiem tego opisać słowami ludzi, bo są to nieopisywalne jakości i odczucia, które odbiera się innymi zmysłami, zmysłami energii Serca. Możnaby to nazwać ludzkim językiem: "doświadczalną tylko mi odczuciowością – odbieram i smakuję tamten świat". Mogę jedynie opisać jak rozumie to Umysł. I tylko tak mogę przekazać to światu.
Więc o porankach zatrzymuję się z filiżanką pachnącej kawy, bo to lubię i scalam w jednię i tulę swój zagubiony Umysł, który boi i złości się. I scalam go z Sercem, które cichutko szepcze codzień:
- Usłysz mnie proszę. Już Dom jest odnaleziony. Ja odwiedzam ten Dom. Brakuje tylko Ciebie. Tutaj mieszka spokój i bezpieczeństwo, wolność, miłość, szczęście i lekkość, radość, miękkość, utulenie, czułość, dobroć. Tylko mnie usłysz i zaufaj mi, proszę. Tutaj już nic Cię nie skrzywdzi, nie oszuka i nie potraktuje z chłodem. Bo tu mieszka tylko Bezwarunkowa Miłość. Tylko wejdź tu, proszę. Zrób to. Czekamy na Ciebie. Zaufaj!
I zanim cokolwiek uczynię rozpoczynając każdy swój poranek, to najważniejsze dla mnie jest w tym całym chaosie, z jakim powraca z nocnych wojaży Umysł, najważniejsze jest utulić go i pozwolić mu objąć się przez Miłość Serca. I wówczas JA, osoba, kobieta w tym ciele, czuję spokój i świeżość, czuję harmonię i połączenie ze Źródłem Światła i Miłości, z moją Prawdą. Czuję, że wielkie wrota do mojego utęsknionego i od zawsze poszukiwanego Domu, rozwierają się coraz szerzej i szerzej, każdego kolejnego poranka. I widzę coraz piękniejszy krajobraz rozpościerający się za tymi drzwiami. I bardzo chcę już tam wejść. Ale stoję jeszcze na progu, bojąc się wejść, bo nadal nie ufam. Tak czuję. Ten brak zaufania, wypala się we mnie powoli, ale konsekwentnie i czuję inny płomień w sobie rozpalający się coraz mocniej. To coraz większy spokój i ufność. I czuję bardziej i bardziej ciepłe zaproszenie docierające z tamtej strony drzwi. I wiem, że kiedy dopali się we mnie lęk i nieufność, a odwaga i zaufanie rozpalą się całym płomieniem, to świadomie przekroczę ten próg. I zrobię krok. I to będzie ostatni krok w drodze do domu. A potem już tylko jest Miłość i Dom.
I kiedy każdego nowego poranka, scalę wszystkie swoje części w unię jedności, to teraz mogę dopiero rozpocząć dzień. I wtedy zazwyczaj sięgam po dziennik i pióro i piszę. Słowa same zapisują się kształtami liter na papierze. Czas nie istnieje. A ja raz po raz zdaję sobie sprawę, że jeden dziennik dobiega końca i czas zacząć nowy. I tak zapisałam już około 25 dzienników. Obecny jest mega gruby i wiele miesięcy upłynie zanim się skończy. Każdy mój dziennik zapisany do tej pory, to inny rozdział mojego życia. W każdym jest inny temat przewodni i inna przygoda ze świata zewnętrznego lub z podróży w głąb siebie mojej Duszy.
Z
czasem i biegiem lat jednoczenie Umysłu i Serca stało się rutyną
i zazwyczaj teraz trwa kilka chwil. Nie było to łatwe. To lata
ascetycznych praktyk w różnych nurtach duchowych. Pobudki o 5 rano,
aby przez opanowanie wielorakich, niejednokrotnie wycieńczających i
destruujących moje ciało, technik jogicznych i medytacyjnych,
cielesnych i mentalnych... Stosowanie dziesiątek metod z różnych
dziedzin świata zewnętrznego. Zagracanie tonami teorii szufladek w pamięci. Przedzieranie się przez kłujące i
ostre tereny, a czasem wypływanie na powierzchnię z głębin wód po niemalże
zatonięciu, czy wydobywanie się ostatkami sił z przepastnych przepaści. A wszystko po to, aby docierać
powoli i z żarliwością, krok za krokiem, upadek za upadkiem,
kolejne powstawanie z kolan za kolejnym, do miejsca, do którego
dotarłam TERAZ. Setki bolesnych i raniących ciało i emocje,
doświadczeń tego życia i odbieranie kolejnych i kolejnych lekcji.
Upartość i zaciekłość w poszukiwaniach, niejednokrotnie walka i
wywoływanie wojen, powstawanie ze zgliszczy i popiołów, było niezbędne, aby dotrzeć do tego
wspaniałego i przepięknego: TUTAJ. Bo wiem jedno: zawsze prowadziło mnie to coś, ten boski pierwiastek. To, co od zawsze istnieje wewnątrz mnie, moja wewnętrzna, bardzo głęboka WIARA. I choć tysiące razy dostawałam ciosy i wchodziłam w płomienie, rzucałam się z najwyższych szczytów, to nie umiałam Jej nigdy zdadzić i porzucić. I wytrwałam. I wiem dziś, że jestem szczęśliwa, wdzięczna sobie, że nie ugięłam się i nie zdradziłam swojej Wiary. Bo było warto przejść przez te wszystkie cierpienia, aby otrzymać dostęp do zrozumienia i klucz do mojego boskiego domu.
Kiedyś dziennik i pióro potrzebne były do tego, aby poprzez zapisywanie słów czynić porządek, odgruzowywać zawalone krainy, porządkować zagracone przestrzenie. To była jedyna droga, po której wędrując mogłam tulić poraniony Umysł, okrywać czułością wycieńczone Ciało i pozwolić pomaleńku przebijać się na zewnątrz ciepłym i jasnym promieniom światła Serca. Dzięki pisaniu rozumiałam siebie. Sprzątałam w sobie. Więc zapisywałam logicznie lub chaotycznie słowa, które rodziły się we mnie i to przynosiło ulgę. Kiedy po latach wracałam do słów pisanych wcześniej, czytałam teksty i utożsamiałam je z odczuciami i wrażeniami oraz ze wspomnieniami zapisanymi w mojej pamięci, to stawało się tak, że nagle w cudowny sposób rozumiałam wszystko to, co się wydarzyło, dlaczego i po co, działy się te pewne wydarzenia w moim życiu zewnętrznym i te stany rozdarć wewnątrz mnie. Czytanie dawnych zapisków po kilku latach, to były akty porządkowania i polerowania wszystkiego, co działo się w hologramie obecnego mojego życia.
To było jak puzzle, które codziennie układasz i widzisz powstający obrazek. I przychodzi ten dzień, w którym bierzesz do ręki ostatni puzzel i wkładasz go na miejsce. I kiedy stajesz i patrzysz oczami na powstały obraz, to widzisz całość. Rozumiesz i czujesz to, co na nim jest przedstawione. Patrzysz na niego i delektujesz się nim i faktem, że sama ułożyłaś te 2000 puzzli. Znalazłaś każdy pojedynczy kawałek i wpasowałaś go w odpowiednie miejsce w odpowiednim czasie. Każdy kawałek ułożyłaś sama.
I tak pisałam przez całe życie. W pewnej chwili pojęłam, że wiem, iż przyjdzie czas, że wszystko poukłada się i wszystkie kawałeczki dopasują się do siebie. W odpowiednim miejscu i czasie. I wtedy wyzwolę się tak do samiuśkiego kresu i na zawsze już zamieszkam w krainie Miłości. I będę gotowa do napisania mojej opowieści. Książki. Bo ona powstaje przez całe moje życie. Trzeba ją tylko objąć świadomością w całości, kiedy już będzie gotowa i poukładać.
Spostrzegłam jednak w międzyczasie, że te puzzle, to nie jest zwyczajny płaski obraz. To coś więcej. Znasz na pewno takie obrazy, na których kamera fokusuje się na jednym drobnym elemencie, drzwiach, lustrze, oknie czy dziurze w ziemi i najeżdża na ten szczegół i powiększa go milionkrotnie i okazuje się, że w tym drobniutkim elemenciku jest zawarty cały wszechświat przedstawiający kolejny obraz i kolejny, i kolejny. Znasz takie obrazy wyświetlane na ekranach naszych urządzeń świata matrixu? Znasz? Prawda? Ja odkryłam, że obraz puzzli, który układam całe moje życie jest właśnie takim obrazem.
Kiedy wreszcie po latach życia ułożyłam płaski obraz, okazało się, że niemal każdy szczegół na nim zawiera kolejny trójwymiarowy i pięciowymiarowy obraz w głębi czekający aż w ciszy wewnętrznej i skupieniu odnajdę go i zagłębię się w głąb. I tak składałam te puzzle i składam nadal. I nie wiadomo jak długo to jeszcze potrwa. Ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Bo sam fakt odkrycia tego zjawiska, obrazu w obrazie, głębi w głębi, przyniósł szczęście i radość i wyzwolenie. Tyle jest jeszcze pięknych krain do odwiedzenia. Obdarował mnie mocą pochodzącą z mojego wnętrza. Bo już teraz wiem, że umiem układać puzzle i bez problemu układam płaskie obrazy. A lepsze jest to, że odkryłam głębię i nauczyłam się w niej podróżować, układając kolejne kawałeczki. Wędruję w głąb i choć czasem jeszcze pokiereszowana po podróży, wiem jak wrócić i powracam na powierzchnię, aby spojrzeć na całość i delektować się kolejnym pięknym odkryciem i wykonaniem, postępem swojego dzieła.
I dzisiaj przyszedł właśnie ten czas, aby zacząć kolejny tom mojej opowieści, której słowa przypływają do mnie z boskich przestrzeni. Wiem, że przypływają po to, abym ja Dusza wyzwoliła się i weszła do Krainy Serca gdzie mieszka Miłość. I może moja podróż i jej perypetie wesprą inne Dusze, które poszukują tego samego co ja. :-)
Wszystkiego najlepszego dla Ciebie
Z miłością
Centrum Satya
Komentarze
Prześlij komentarz