Przejdź do głównej zawartości

Historia Kryształowej Kuli

    

 

 16 czerwiec 2023

    - Chciałabym poczuć wreszcie własną MOC i działać tak, aby efekty były widoczne w materii tego zewnętrznego iluzorycznego świata. - pomyślałam ja, jako Dusza, pewnego czerwcowego paranka, kiedy to powróciłam do hologramu w gęstości 3D, z nocnej wędrówki do Domu.

    Na razie bardzo długo trwa już u mnie okres tzw. przygotowawczy. Kiedyś poczułam, że już czas na działania. Jednak w przestrzeni na zewnątrz mnie, nie było jeszcze na to miejsca. Czułam wewnętrznie w środku mnie, że już czas jest na działanie. Już chcę wyjść ze swojej jaskini do świata i działać. Jednak moja przestrzeń wokół mnie, była nadal zapchana i zagracona.

    Czułam się tak, jakbym była Kryształową Bańką, którą otaczają pokłady ciemnej smoły. Wszędzie wokół rozlewała się smoła, a z niej wystawały metalowe kolce. I w tej smole pływały jakieś inne metalowe, ostre części, zardzewiałe elementy, które ocierały się o moją powierzchnię. Ocierały się o powierzchnię mnie, która byłam Kryształową Kulą. I rysowały tę moją szklaną, idealnie gładką i błyszczącą powierzchnię. 

    A ja, jako ta Kula, miałam w swoim środku maleńkie, mikroskopijnie tlące się Światełko. Światełko tliło się słabiutko, a ja czułam, że ono od zawsze jest w moim środku. Moje Światełko przygasało za każdym razem, kiedy tamte ostre, brudne, zardzewiałe elementy, przedmioty jakieś, wypełniające ten rozlany, bezkresny obszar smolistej, gęstej, ciężkiej ciemności, ocierały się, dotykały i zahaczały, raniąc moją doskonale nieskazitelnie gładką powierzchnię. 

    Ale ja dryfowałam w tej ciemności. Niestrudzenie i wytrwale. Nie poddając się. Kierowałam całą moją moc i energię na to moje wewnętrzne Światełko. I ono nieustannie, nieskończenie tliło się, chwilami przygasając bardziej, a chwilami ciut mocniej rozświetlając się.

    I moja wytrwałość przynisoła mi wreszcie nagrodę. 

    Dryfowałam. Bez mocy, bez żywego działania. Dryfowałam, prowadzona niewidzialną ręką, przed siebie. Dryfowałam, skupiona tylko na swoim wnętrzu i na tym maluteńkim Światełku tlącym się cichutko we mnie, Kryształowej Kuli. Dryfowałam, bez ustanku uczyłam się, poprzez rozpuszczanie w sobie i przepuszczanie przez siebie, nie czuć zranień zadawanych mi przez te ostre zewnętrzne elementy. Dryfowałam, bez ustanku koncentrując całą swoją moc i uwagę, kierowałam energię na utrzymanie tego mojego maleńkiego wewnętrznego Światełka Płomyczka tlącego się w centrum mnie, Kryształowej Kuli. I cała smoła na zewnątrz przestała być ważna. Straciła ważność. Przestała istnieć dla mnie. 

    I moc tego Płomyczka, leciutko rozświetlającego się we mnie, pokierowała mnie w jakieś inne przestrzenie. Powoluteńku toczyłam się dryfując łagodnie, w gęstej zawiesinie ciemnej, lepkiej smoły. Zauważyłam w pewnej chwili, że moja powierzchnia wzmocniła się. Stała się grubsza, pokryta twardymi bliznami i zrostami, tkankami tak sztywnymi, że miały one Moc i chronić zaczęły mnie przed uderzeniami ocierających się o mnie ostrych przedmiotów.

    Opływać zaczęłam ostrości wszelkie wokół. A blizny i sklejone części moich zarysowań skutecznie ochraniały mnie przed powstawaniem nowych ran i pęknięć.

    I wypłynęłam w inną przestrzeń. Nie była ona już tak gęsta i tak czarna. Było w niej też mniej ostrych, poszarpanych przedmiotów. I moje delikatne Światełko mogło roztlić się mocniej odrobinę. Jaśniej jakby ciut. Od wewnętrz oświetlało całą moją przestrzeń, docierając do wewnętrznej strony mojej powierzchni. I od wewnątrz, powoleńku, pomaluteńku otulało łagodzącym płomieniem moje blizny, rany i poszarpania. Uzdrawiało mnie i wygładzało moją powierzchnię. Ciepło wzrastające wewnątrz mnie, ogrzewało wewnętrzną powierzchnię i transmutowało ostrości w coraz to bardziej idealne gładkości i miękkość sprężystą.

    I tak powolutku, po troszeńku, Światełko wewnątrz mnie rozgościło się z większą ufnością. Rozpostarło się i rozświetało się bardziej i jaśniej i mocniej i więcej. A przestrzeń wokół mnie jaśniała także.

I wypłynęłam na rozlegle rozlane oceany szarości. Jakby gęsta, szara mgła? W tej mgle powoli, stopniowo zaczęły pojawiać się bledziutkie, nikłe, transparentne kolory. Jasne, cieplutko otulające, miękkie, leciutkie i radosne. 

    Obserwowało moje Światełko zajawiska te, dziejące się na zewnątrz w przestrzeni wokół mnie - Kryształowej Kuli. I odnajdywało wewnętrzną Moc, aby świecić jaśniej i coraz cieplej.

    Kryształowa Kula dryfowała już w szarej, płynnej przestrzeni, w której pływały jeszcze te ostre, pordzewiałe przedmioty. Tak, były one tam wciąż. Ale już tylko odbijały się od przetransmutowanych w ochronną powłokę i Moc, wcześniejszych zarysowań, pęknięć, ran. Ocierały się i odpływały swoim szlakiem. Ale nie miały już ani władzy, ani mocy sprawczej, aby zadawać rany. Uciekały odsuwając się lub przystawały, rozmiękczając się pod wpływem wewnętrznego Światełka Kryształowej Kuli.

    Światełko tliło się mocniej i mocniej. Promyczek stawał się większy i jaśniejszy, tak że Kryształowa Kula widziała już teraz inaczej. Widziała coraz większy obszar jaśniejszym jakby. I sama zaczęła dostrzegać ostrości i omijała je opływając. To ona już teraz sama nawigowała, we wzrastającej Mocy swojego Płomyczka. I zobaczyła, że już nie dryfuje bezwiednie, bezczuciowo, bezcelowo. Ona steruje i widzi wokół i wybiera kierunki i trasy. I widzi jaśniej, bo jej Płomyczek jest już bardzo jasny.

    I w pewnej chwili Kryształowa Kula dostrzegła majaczące się gdzieś w oddali, falujące jakby obrazy. Jak fatamorgana na pustyni widziana przez strudzonych, zagubionych wedrowców. Zobaczyła jaśniejsze, falujące punkciki. Dostrzegła coś? 

    Światełko w niej nie było jeszcze na tyle jasne, aby wypuścić sygnał do tamtych majaczących na dalekim horyzoncie, jaśniejszych Punkcików. Ale coś przyciągało ją magnetycznie i magicznie zapraszało w tamtym kierunku.

    I Kryształowa Kula mając już Moc, umiejącą chronić jej wewnętrzne Światełko, bardzo ostrożnie zaczęła płynąć daleko przed siebie, ku Jasności widniejącej u kresu horyzonatu. I powoli, stopniowo, ostrożnie zbliżała się do powiększających się Punkcików, zawieszonych na kresie horyzontu.

    I zdała sobie sprawę, patrząc, zrozumiała, że przed nią malowały się podobne do niej Kryształowe Kule, które jaśniały na tle przestrzeni promiennymi Światełkami. I Kryształowa Kula poczuła ogromną radość i nieskończoną wdzięczność. I choć jej własne Światło było już duże i wypełniało ją całą od środka aż po jej najdalsze brzegi, to jednak ściany, jej powłoka chroniąca przed zewnętrzem, była mocna i gruba, tak że Światło nie mogło z niej wydostać się na zewnątrz.

    I Kryształowa Kula zatrzymała się. I po raz kolejny, jak kiedyś, zadryfowała. Była już poza ciemną, gęstą, kleistą masą ciężkiej smoły. Ta odpłynęła gdzieś w dal. Teraz Kryształowa Kula dryfowała w mętnej, szarej, zagęszczonej, ale jasnej mgle. Przedmioty ostre omijać już umiała, a nawet jeśli zapomiała się na chwilę i zetknęła się z jakimś na swojej drodze, delikatnie go odbijała tak, aby wskoczył na inny tor. I on łagodnie odpływał. A jego krawędzi, które poszarpane zetknęły się z Kryształową Kulą, odbijały się od niej jakby stępione, łagodniejsze, bardziej opływowe. 

    A Kryształowa Kula trwając w zatrzymaniu, patrzyła na Świetlne Punkciki w oddali i czuła, że jeszcze nie czas... że dojrzewa, że pielęgnuje swoje Światełko, ukochuje je swoją własną Miłością. Podtrzymuje i podsyca płomień, aby jaśniał i promieniał większy i większy i jaśniejszy bardziej.  

    I poczuła Kryształowa Kula w pewnej chwili, że otulony Miłością, jeden z maleńkich Płomyczków jej Światełka, przeciska się przez jej szklaną zewnętrzną, ochraniającą ją powłokę jej samej i wydostaje się na zewnątrz. 

ONA ŚWIECIĆ ZACZĘŁA :-)

    I uradowała się Kryształowa Kula, że świeci już mocno i oświetla sobie drogę ku tym jasno tlącym się punkcikom na horyzoncie. I zatraciła się Kryształowa Kula w swojej radości. 

    I nagle poczuła ból. To ostry przedmiot na jej drodze stanął i zranił wypromieniowujący się z niej Płomyczek. Natychmiast Światło przygasło w niej cofając się do środka, a rana zasklepiła się grubą warstwą obronną. I Kryształowa Kula przestała widzieć Świetliste Punkciki w dali. Wróciła do całkowitego opiekowania sie swoim Płomyczkiem, który przygasł mocno zroniony. Opatrywała rany i zasklepiała blizny. Rozświetlała się na nowo, czując, że ma płynąć w kierunku Świetlistych Punkcików. I kiedy zajęta była sobą w środku, zajęta utrzymywaniem Płomyczka swojego, nie spostrzegła, że dopłynęła bliżej Świetlistych Punckików. I kiedy spojrzała razu pewnego na zewnątrz siebie doznała nieskończonego uczucia szczęścia, ponieważ widziała przed sobą już nie Punkciki, a zlewające się w jedną całość ogromne  Światło, które świeciło tak mocno, że droga prowadząca do niego stała się jasna, szeroka i prosta. Ono samo zapraszało do siebie z otwartymi ramionami uśmiechając się ciepłem i jasnością. 

    I Kryształowa Kula odważyła się.
 
    Czując, że tak bardzo już tęskni za scaleniem się z tym Światłem, odważyła się i powoli ponownie popłynęła w jego kierunku, jednocześnie coraz jaśniej rozświetlając swoje Płomyczki. I poczuła jak więcej jej własnych Świetlistych Płomyczków przebija się już z łatwością przez jej grubą obronną powłokę. I świeci ona jaśniej i jaśniej w sobie i wokół. I tak Kryształowa Kula płynęła z lekkością do Świetlistej Przestrzeni, która otwierała się przed nią coraz bardziej. Nieraz jeszcze zdarzyło się, że ostre przedmioty na jej drodze zraniły jej pojedyncze Płomyczki. I nieraz jeszcze Płomyczki jej Światła chowały się z bólem do jej wnętrza. Ale stopniowo Kryształowa Kula doświadczała, że tych wypływających z niej Płomyczków Świetlistych jest tak wiele, że kiedy jedne wracały do środka poranione, to w tym czasie już inne wydostawały się na zewnątrz i świeciły. I Kryształowa Kula nie straciła już swojego Światła i przyciągana promieniującą na horyzoncie wielką Promienną Jasnością płynęła ku niej. I nieustannie czuła szczęście, że wraca do domu, że zjedna się wkrótce ze Światłem większym od niej samej. I wiedziała już, że Ono się nią zaopiekuje. Zaopiekuje się nią, bo Ona Sama nauczyła się opiekować się Sobą i Kochać Siebie, być dla Siebie dobrą, troskliwą i czułą.

    I kiedy była już bardzo jasna i Światło w niej ogromne, wypływało przez coraz większą część jej powierzchni, Kryształowa Kula zbliżyła się na tyle do Świetlistej Przestrzeni, że dostrzegła w niej, ponownie, bardziej już wyraźnie, z niezachwianą już pewnością, odczuła każdym mikromilimetrem siebie samej, iż ta Przestrzeń Świetlista, to nic innego, jak takie same jak ona Kryształowe Kule, które tak samo świeciły. I widziała je wszystkie. Jedne mocno jasne, których Światło wypływające na zewnątrz było tak duże, że stwarzało wrażenie jakby same Kryształowe Kule były ogromnie wielkie. A to było Światło wydostające się na zewnątrz i rozpromieniowujące się wokół nich. Otaczało je całe.

    I Kryształowa Kula czuła więcej i więcej szczęścia i jeszcze mocniej świeciła w swoim środku. A jej Płomyczki stawały się jakby szersze i dłuższe. I coraz dalej z niej wypływały rozświetlając się wokół promieniście. 

    Aż w końcu Kryształowa Kula poczuła jak dotykają ją i ona dotyka swoimi Płomyczkami, Płomyczków innych Kryształowych Kul. Dotyka, cofa, dotyka znowu. Badały jej Płomyczki, dotyk Płomyczków, tych innych. I ona oswajała się z nimi. I jej Płomyczki zaczynały powoli ufać i łagodnieć same, jeszcze głębiej, pod wpływem ciepła Płomyczków innych Kryształowych Kul. I zaczęły siebie nawzajem przenikać. Jej Płomyczki stały się na tyle odważne, że same dotykać zaczęły innych Płomyczków, które były jeszcze maleńkie, słabe i często chowające się jeszcze leciutko przestraszone. 

    I zrozumiała Kryształowa Kula, że w czasie kiedy ona była jeszcze słaba, to Duże Światło, te ogromne Świetliste Kryształowe Kule, miały już w sobie mocne i jasne Światło. One widziały ją i jej strach i oświetlały jej drogę, wypuszczając swoje Płomyczki. A te dotykały Płomyczków Kryształowej Kuli. A ona czuła i czytała je, jeszcze wtedy nieufnie i strachliwie poraniona, jako tamte ostre przedmioty raniące ją. 

    I dopłynęła do celu Kryształowa Kula. Do Przestrzeni Światła, stworzonego ze Świateł innych Kryształowych Kul, które dawało wrażenie jedni jednej przestrzeni. A ta Jednia okazała się mnóstwem innych Świetlistych Kul, wypuszczających Płomyczki płonące jasnym płomieniem. 

    I poczuła Kryształowa Kula, że jest wśród nich, że jest wewnątrz i dryfuje łagodnie pośród świateł tworzących Jednię. 

    Była szczęśliwa. Mogła wreszcie świecić swoim Światłem pełną Mocą i Jasnością. I niczego już nie potrzebowała, nie chciała, nie pragnęła. Czuła swoją Moc i Świetlistą Promienność. Była szczęśliwa sama w sobie ze sobą i dlatego mogła być szczęśliwa z innymi i wśród innych Kryształowych Kul. I one przy niej były szczęśliwe. 

    I razu pewnego spostrzegła Kryształowa Kula, że w dali, daleko hen za horyzontem majaczy ciemność. A w środku tej ciemności tli się maciupeńkie Światełko. Raz gaśnie, raz tli się słabiutko.... Przystanęła z Miłością Kula Kryształowego Światła zwróciła uwagę na tamto tlące się Światełeczko maleńkie, przygasające gdzieś hen hen w oddali za horyzontem. I rozświetliła się mocniej i bardziej. I wysłała sygnał innym Świetlistym w niej samej już i wokół niej przenikających ją Kul. I ona sama, i inne, zwróciły swoje Jasności w kierunku maluteńkiej Iskierki tlącej się słabo za horyzontem. 

    I tak oto rozpoczęła się podróż innej Kryształowej Kuli, do Źródła Światła, do Jedni Jasności.

- Tak. Czuję już własną MOC. Tę obudzoną we mnie i przeze mnie MOC kreowania z Miłością, w materii tego iluzorycznego świata. A oto jej namacalny i widoczny efekt. - pomyślałam ja, jako Dusza, pewnego czerwcowego poranka, kiedy powróciłam do hologramu w gęstości 3D, z nocnej wędrówki do Domu.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jakie masz plany zawodowe na kolejny rok?

2 styczeń 2024   Jakie masz plany zawodowe na kolejny rok?       Zrobiliśmy dzisiaj mini wagarki od szkoły. Jeny! Jak ja chciałabym zostać tu, tak blisko natury i mieszkać w normalnym domu. Wczoraj przesiedzieliśmy calutki dzień wewnątrz. Ale przynajmniej mogłam patrzeć na czystą, niczym niezmąconą przyrodę, otworzyć szeroko drzwi do ogrodu i wdychać nasiąknięte zapachem mokrej trawy powietrze i nasycać się delikatną mgiełką energii powiewającej z głębi daleko za polami rosnących drzew. Ah! Kocham to od zawsze. Widziałam sarny biegające w polu, słyszałam deszcz spadający kroplami z nieba. Było szaro, ponuro i bez słońca. Kłębiaste szare chmury przetaczały się po niebie przez calutki czas. To był fajny, spokojny i dobry dzień.      Tęsknię za mieszkaniem w domu, wśród pól i drzew, w większym miejscu niż przedział kolejowy w centrum miasta.      Tak sobie siedzę, piję kawę i patrzę w błękitne niebo. Dzisiaj znowu świeci słońce.       Przyjaciel ostatnio zadał mi pytanie: "Jakie masz

Szczęśliwego Nowego Roku czy Rachunek Sumienia?

 1 styczeń 2024   Szczęśliwego Nowego Roku     Co czuję? Pytam siebie. Jak się czuję?  Czy inaczej niż w roku 2023? czyli zaledwie wczoraj?  Czy transformowało się coś? We mnie?      Dziś niebo jest szare i pada deszcz. Czy jechać dzisiaj z powrotem do miasta?  Czy zostać tu w przestrzeni czystej natury jeszcze jeden dzień?      Jutro szkoła. Mini mini tycie wagarki?  Czy mój syn jest zdrowy?     Pustkę mam! W środku! Co stało się z moim życiem? Z układu planet wynika, że przez ostatnie 15 lat miałam jakieś oczyszczania i ciężki czas!  15 lat!      Podobno to już się skończyło wraz z rozpoczęciem się 2024 roku. Jakaś planeta, Uran, Saturn, Pluton? Nie zapamiętałam :-) Jak zawsze. Ta planeta przesunęła się po 15 latach. Hurrraaa! Ruszyła się wreszcie. Zmienia miejsce swoje w układzie planet. I to ponoć zmienia moją sytuację życiową.     Czyżbyśmy byli sterowani planetami?  To one nami manipulują?  Są tą wyższą inteligencją zawiadującą życiem na Ziemi? !!!15lat!!!   Teraz ma mi być już p