O tym, jak uwierzyłam wreszcie mojemu Sercu, a Ono obdarowało mnie najpiękniejszym darem, jaki kiedykolwiek został mi podarowany.
4 styczeń 2024
Wraz z momentem uświadomienia sobie, że nie śpię... godz. 11.30! O jeny!... ale późno... niespodziewanie sam pojawił się uśmiech na mojej twarzy i same wydostały się ze mnie słowa:
- Jestem mega wdzięczna. Dziękuję za wszystko, co mam. Dziękuję za to, że mogę być teraz tu, gdzie jestem i robić to, co robię. Mam w sobie mnóstwo wdzięczności. Jest mi dobrze. Realizuję przecież wszystko, co chcę. Doceniam to z radością. Dziękuję.
I naprawdę tak czułam całą sobą, każdą komóreczką siebie, ten stan! I czułam radość. Radość z tego, że jest kolejny, nowy dzień! w którym mam możliwość robić kolejną dobrą rzecz. Coś tam sobie umyśliłam, że będę robić przez te kilka dni, kiedy mój syn jest w mieście, a ja tutaj, tak blisko natury. Więc cieszę się każdą chwilką samotności i bycia ze soba.
Zmieniłam w sobie w środku mnóstwo przez tamten 2023 rok. Zmieniłam postrzeganie w środku siebie. I teraz łatwiej jest mi samą siebie "nawracać" na właściwe tory, gdy skręcę w złym kierunku. A skręcam nadal. Oj, skręcam! Cały czas! Gratuluję sobie, że już to widzę. Że skręcam. I kiedy skręcam. Widzę to, czuję, ale pozwalam sobie jeszcze na to skręcanie. Chyba mam tego nadal doświadczać. Wiem, że później to odchoruję w energii i wibracjach. Będę wstawać z małych już, acz wciąż ponawiających się wywrotek. Będę zbierać w całość swoje światło i energię. Wiem! Ale skręcanie jest silniejsze jeszcze, na tym etapie mojego życia, na którym jestem. I tak sobie myślę, że wynika to z faktu, iż tak naprawdę dopiero teraz jestem i czuję się wolna. Najpierw się urodziłam i byłam małą dziewczynką podporządkowaną rodzicom i szkole. Później próbowałam "ucieczek" z domu. Nie uciekałam fizycznie, uciakałam w miłości. Byłam tzw. długodystansowcem. Uczepiałam się jakiegoś chłopca i przeżywałam tak z około 2 lata wielką miłość. Po czym miłość wygasała jak wypalona świeca, bo cała jej atrakcyjność ulatywała z czasem w eter. I nadzieje, i oczekiwania, że jest to miłość jak z bajki najdoskonalsza, pryskały jak bańka mydlana. Przywiązanie, to trzymało mnie przez długi czas przy trwaniu w miłości do tego samego chłopca. Ale o tym dokładnie w innym rodziale.
Po młodzieńczych "uwiązanych' związkach, nie zdążyłam jeszcze rozwinąć wciąż nieopierzonych skrzydełek i polecieć do nieboskłonu, gdy wpadłam jak z deszczu pod rynnę. Wprost w rolę matki. Kochałam być mamą mając 21 lat i głaszcząc swój brzuszek, w którym mieszkał sobie mój synek ukochany. Dziś pieszczotliwie nazywam go Starym Synem, bo jest dużo starszy od tego młodszego, którego nazywam Nowym Synem. Stary Syn jest bardzo mądrą Istotą. Więc już wtedy, gdy rósł sobie w moim brzuchu, kochałam go nad życie. Jak się potem, po 20 latach, okazało, wyrażenie "kocham Cię ponad własne życie", jest niezbyt dobrym wyrażeniem dla ukazywania własnych uczuć. Po 23 latach bycia mamą samodzielną - to słowo przeczytałam ostatnio w książce i bardzo spodobało mi się to określenie: być SAMODZIELNĄ MAMĄ, a nie SAMOTNĄ MATKĄ. Zupełnie inny ma wydźwięk, lekki, pełen mocy i lekka energia wypływa z określenia: samodzielna mama. No więc po 23 latach bycia samodzielną mamą, w całości oddaną, poświęcającą się dla własnych synów, kochającą ich ponad własne życie, dotarło do mnie, co się właściwie wydarzyło. Dopiero od niedawna rozumiem, co oznacza stwierdzenie miłość bezwarunkowa. Ta właśnie miłość, do której tak dążę i tęsknię, głosząc jej idee wszem i wobec w całym swoim życiu i we wszystkich mediach, na których coś tam tworzę, trendy młodzieżowym instagramie, popularnym you tube, na którym moje ego chciałoby mieć coraz więcej subskrybentów i na blogu pisarskim, na którym mogę wreszcie dać upust słowom od wielu, wielu lat wylewającym się ze mnie na papier, na spotkaniach i warsztatach na żywo. I dotarło do mnie, że przez całe swoje życie warunkowałam miłość. Dopiero teraz przy moim Nowym Synu, obserwuję i uczę się kochania bezwarunkowego. To eksperyment i nie wiem gdzie dotrę na końcu tej ścieżki. No, ale zakładając, że oddając się w pełni sercu, płynąc z totalnym zaufaniem, że miłość tylko kocha i zawsze się nami opiekuje i podsuwa nam tylko i wyłącznie sytuacje, ludzi, miejsca, które jeśli spojrzy się na nie mądrymi oczami tej właśnie miłości, to zaprowadzą one do prawdziwego wiecznego szczęścia. Jeśli to jest prawdą, to mój obecny eksperyment życiowy zakończy się sukcesem szczęścia. Tego się trzymam.
No więc kiedy zrozumiałam, że przez 44 lata mojego życia i przez 23 lata odgrywania roli matki, byłam, jak chyba większość ludzi na świecie, fanatyczną wyznawczynią miłości warunkującej i miłości poświęcającej siebie i własne życie, bo kochającej ponad to własne życie, otworzyła mi się nowa klapka we mnie, która wykrzykiwała:
- Przecież Ty nie kochasz siebie! Przecież Ty nie kochasz siebie!
I dlatego przez ostatnie półtora roku, dwa lata, badam, obserwuję, analizuję eksperymentuję jeszcze bardziej ze sobą. Doświadczam, nieustannie poszukuję i ćwiczę siebie.
Dlatego dzisiaj rano z łatwością już, to przyszło do mnie samo, obudziłam się napełniona wdzięcznością za ten nowy dzień. W sercu przywitała mnie lekkość i radość. Te uczucia mam w sobie i wdzięczność za siebie w moim życiu, w miejscu, w którym jestem teraz, ze wszystkim co teraz mam. I z tą wdzięcznością rozpoczynam ten dzień, wędrując głębiej w przestrzenie miłości bezwarunkowej, której zawierzam totalnie i daję się całkowicie prowadzić. To nic, że w matrixie wydaje się, że tak niewiele mam, tak niewiele teraz działam... To nic... z tamtej iluzji się już wypisałam. Na dobre. Teraz z wdzięcznością lekkości i radości przeżywam ten i każdy pojedynczy dzień. I choćby na zewnątrz obudziło się tornado i sztorm, ja trwam z wdzięcznością połączona z sercem. Bo wiem już, że to Kraina Wiecznej Szczęśliwości jest. Dziękuję.
Niech każdy mój i Wasz dzień tak się zaczyna.
i tak trwa.
Komentarze
Prześlij komentarz