Mam na imię Renata. Jest mi niezmiernie miło, że czytasz ten wpis Dziękuję Ci za to. Dziękuję Ci za to, że jesteś i za to, że chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o moich działaniach.
Zanim zaczniesz czytać, proszę zadbaj o siebie, ponieważ w pełni na to zasługujesz. Zrób sobie herbatę, kawę, smaczną przekąskę, usiądź w wygodnym fotelu. I wtedy zacznij czytać. Bo to długi tekst
Nazwałam swoją działalność: SATYA, ponieważ odkąd pamiętam żyłam w poszukiwaniu PRAWDY.
A SATYA to PRAWDA, PRAWDZIWOŚĆ, PRAWDOMÓWNOŚĆ.
Opisuje to jedna z jogicznych sutr.
Przez wszystkie lata mojego życia, odkąd pamiętam, miałam poczucie, że coś nie działa tak jak powinno, że poza całą rzeczywistością, którą możemy dotykać, którą widzimy i odczuwamy zmysłami, jest jeszcze COŚ! Coś nie dającego się uchwycić, coś czego nie można zobaczyć i dotknąć.
Ta moja Satya z roku na rok rozwija się i płynie z prądem. Powstawała i zmieniała się z naturalnie krystalizującego się połączenia mnie samej z zewnętrznymi działaniami, jakie były obecne w moim życiu.
Kiedy miałam 20 lat poznałam praktyki tybetańskiej tradycji BON, będącą ścieżką buddyzmu tybetańskiego. Zachwyciłam się i na wiele wiele lat praktyki medytacyjne i Nauki pochłonęły mnie całkowicie. Słuchałam Mistrzów, Nauczycieli, Lamów Tybetańskich, którzy przekazywali te prastare Nauki, dotyczące Duszy i Energii, życia tu na ziemi i umierania. Doświadczałam praktykując. I to działo się w moim prywatnym świecie, było mi bardzo bliskie i jakby zaprzyjaźnione ze mną. Medytacja i cała ta wiedza były nieodłączną, harmonijną częścią mnie samej.
Równolegle w moim świecie zawodowym doświadczałam pracy z ciałem. Zaczęło się hedonistycznie opiewając kult ciała. Nieco później dość intensywnie zawitała joga. Joga, którą w sumie znałam od dzieciństwa, bo mój Tato stawał na głowie i wyprawiał wówczas wygibasy, jak to widziałam, swoimi dziecięcymi oczami. Ale kiedy w moim życiu zawodowym pojawiła się joga, wówczas ważna była tylko joga jako właśnie praca z ciałem. Długie lata praktykowałam powszechną hatha jogę, ukochaną wówczas przeze mnie metodą Iyengara. Ta joga dała mi absolutnie szeroką i głęboką wiedzę o ciele człowieka, o pracy ciała, zasadach jego działania oraz nieocenione doświadczenie mojego własnego ciała. Nauczyła mnie technik ruchu, oddychania i relaksacji. Niestrudzenie praktykowałam chcąc stać sie jednym z lepszych nauczycieli tej metody, chcąc odnaleźć mądrość i zdobyć praktykę, aby móc uczyć innych. Uczyłam zatem siebie i innych. Całe lata pracowałam prowadząc Jogę dla Ciała. I jestem nieustannie wdzięczna twórcy tej metody Gurujemu B.K.S. Iyengarowi oraz wszystkim moim wielkim Nauczycielom.
Jednakże moje życie potoczyło się inną ścieżką niż ja, Renata, tego chciałam i oczekiwałam. A wszystko dlatego, że tak jak w życiu, tak w tej praktyce czegoś mi brakowało. Ukojenie i wyzwolenie przychodziło jedynie w medytacjach i potężnej, istniejącej we mnie, ale głęboko skrywanej wierze w DUCHOWY ŚWIAT. Poza tym, stale coś rzęziło w moim sercu i nadawało szorstkość głowie, a stopy wciąż stąpały po ostrym żwirze i moje ciało taranowało raz po raz wyrastające znikąd nieoczekiwane przeszkody. Do tej kwadratury koła, ostrości bycia dokładało się moje nieokiełznane, ogromne EGO, którego kompletnie nie byłam świadoma i moja DUMA i AMBICJA, lęki i brak poczucia pewności i wartości siebie, które wciąż popychały mnie do IDEALIZMU! Uczyłam, nauczałam i dawałam rady, porady i rozwiązania wszystkim naokoło, na okrągło. Moja PRAWDA była jedyną i najlepszą, niezaprzeczalną prawdą, a pragnienie osiągnięcia celu powodowało, że grzęzłam w trybikach maszyny zwanej system i materią, nie mając kompletnie świadomości, że każdy mój wybór i decyzja, były rozbieżne z drogą mojej Duszy.
Dotarłam w końcu do takiego momentu, w którym dopadło mnie kosmicznie niewiarygodne zmęczenie tego mojego ciała, co oczywiście nie było spowodowane tylko i wyłącznie praktyką jogi. Składały się na to doświadczenia całego mojego życia. Przez kilka tygodni nie mogłam ruszać ani jedną częścią mojego ciała, bolały mnie wszystkie stawy, biodra i nie czułam nóg. To znaczy człam swoje nogi… jak dwie martwe kłody drewna. Zmęczenie spowodowało, że jedyne co byłam w stanie robić to było siedzenie lub leżenie :-). A ponieważ mój umysł nadal miał pewne stare nagromadzone wzorce, musiałam coś robić, musiałam pozostać w aktywności. Zaczęłam szydełkować. I tak rozpoczęła się ta część przygody w Satyi, w której wraz z dziećmi lub dorosłymi czarujemy szedełkiem piękne rękodzieła i w której mogę czasem tworzyć dla Was piękne rzeczy, jeśli tylko tego zapragniecie.
Wówczas też pojawiło się przedszkole w
moim życiu zawodowym i wiedza pedagogiczna. Mój młodszy synek był wtedy
właśnie w tym magicznym wieku, kiedy rzeczywistość jest jak fascynująca
baśń, a życie jak podróż do świata magii, skrzatów, elfów, olbrzymów,
wróżek i spełniających się życzeń, a ja chyba musiałam doświadczyć i
przeżyć swoje wewnętrzne dziecko i powrót do dzieciństwa. To był najcieplejszy, najbardziej baśniowy świat i zarazem wymagający czas w moim życiu.
Kiedy wraz z tamtą wiosną wróciło czucie do mojego ciała i odrobina mocy, powróciłam do prowadzenia jogi. Jednak nie była to już „ciosana” praktyka. Pojawiło się więcej przepływu, tzw. flow. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że prowadzę coś na wzór Viniasa Jogi Pilnowałam, aby cała sesja odbywała się w przepływie. To był czas kiedy jeszcze niepewnie stawiałam te pierwsze kroki w nowym etapie działań SATYI.
Z czasem na moich praktykach pojawiło się coraz więcej relaksacji, regeneracji i medytacje. Na stałe zagościł oddech, który miał dla samej mnie znaczenie wielkiej wagi – rozpuszczał we mnie te głębokie sztywności i napięcia. I zawsze kiedy czułam, że wślizguję się głębiej w odczuwanie, poznawanie siebie i rozpuszczanie moich szorstkości, zawsze wtedy czułam, że jestem bliżej tego czegoś, za czym nieprzerwanie tęskniłam i tego, czego nieustannie od zawsze poszukiwałam. Odczuwałam, że pojawia się we mnie ten sam stan jaki towarzyszył mi w praktykach medytacji BON. I to tworzyło we mnie momenty jedności i harmonii. I mogłam przekazywać te moje stany innym. I wraz z tamtym pojawiły się wibracje i dźwięk w moim życiu. Rozpoczęłam pracę z misami tybetańskimi i gongiem. I otworzyły się przede mną wrota do świata energii, do świata duszy. Zostałam tam zaproszona. Odczuwałam te energie i duchowy świat. Uczyłam się i poznawałam je bardziej i bardziej. I stawały się one bardziej realne i namacalne. Po pewnym czasie gong zamieniłam na misy kryształowe. Dźwięki te wznosiły na wyższe wibracje i oczyszczały wszystko to, co było już niepotrzebne. Uzdrawiały.
W pewnym momencie w moim życiu nastał cykl bardzo trudnych i chyba mogę powiedzieć karmicznych sytuacji i zdarzeń. Przeżyłam odejścia bliskich mi Istot, choroby najbliższych, rozstania, szokowe sytuacje i w ogóle, był to czas kliku lat kiedy miałam wrażenie, że otrzymuję cios za ciosem, kiedy wszystko, co robiłam i co działo się w moim życiu generowało we mnie i wymagało ode mnie wykreowania większej ilości mocy, niż byłam w stanie wytworzyć. I moc tę traciłam coraz bardziej. Walił się mój świat. Jak kosteczki domina spadały w otchłań kolejne i kolejne odłamki mojego własnego świata, który budowałam z takim zapłem, pieczołowitością, nieustraszonością i wytrwałością przez wszystkie lata swojego życia. Traciłam i traciłam. Zaledwie podniosłam się, a za rogiem czekała i następowała już kolejna strata. Moja energia słabła i zanikała, ulatywała jakby. Głęboko w środku mnie ukryty smutek, żal, ból, cierpienie i brak sił życiowych, przepotężny wysiłek energetyczny, wyłączyły mnie z aktywnego życia. Chyba zamroziłam swoje czucie, emocje. Skostniałam. Miałam wrażenie, że dryfuję i to dryfowanie było mgliste i bezwładne, nierealne. Dni mijały, życie toczyło się swoim torem, a mój umysł był jakby w mętnej powłoce. Czułam jakbym to ja umarła. W dzień byłam jakby nieżywa, nieobecna. Moje ciało po prostu mechanicznie wykonywało obowiązki. Straciłam tę swoją autentyczną, realną wiarę, która zawsze była dla mnie motywacją do zaczerpnięcia kolejnego oddechu, postawienia następnego kroku, podarowania bliskim ciepłego uśmiechu, działania dla dobra siebie i innych. Moja wiara umarła, nie dała rady dłużej udowadniać, forsować i walczyć, nadludzko wysilać się. Czułam nicość. Wiedziałam, że mam Synów, dla których dźwigałam się każdego dnia, pragnąc pokazywać im radość i dobry, piękny świat. Chciałam być podporą dla starszego i ochroną dla młodszego chłopca. Ale niczego nie odczuwałam. A noce mijały w oka mgnieniu. Często budziałm się czując, jakby w ogóle mnie tam nie było w tym nocnym czasie.
Kiedy do mojej przytomnej świadomości dotarło w końcu to, co dzieje się ze mna i moim życiem… Obudziałam się z zaklętego snu!!! Postanowiłam działać!
I kiedy zaczęłam pierwsze ożywione działania i radosne kroki ku Nowemu… dopadła nas pandemia. Ironia losu. Właśnie wtedy, tuż przed marcem 2020 byłam gotowa na przeprowadzenie zmian w moim życiu i rozpoczecie wszystkiego od nowa, „pomimo wszystko”.
Uśmiecham się teraz, bo okazało się, że wszystko wtedy stanęło w świecie. Tak jakby świat chciał mi dorównać i ze spóźnioną reakcją odpowiedział na wysyłane przez mnie wibracje. Ja zatrzymałam sie wcześniej.
To trochę pokrzyżowało moje plany, ale wykorzystałam tamten czas na ponowny wgląd w siebie, na zatrzymanie i osadzenie się w sobie ponownie, na przewartościowanie swoich priorytetów.
Dwa lata lock downów pandemicznych uczyły mnie cierpliwości, akceptacji, radzenia sobie z brakami. A jednocześnie w końcu znalazłam czas dla siebie samej, dla mnie Kobiety, która ma na imię Renata. Do tamtej pory byłam wyłącznie: Samotną i Mega Silną Matką, Nierozumianą Córką, Siostrą i trybikiem zaprzężonym do struktur i obowiazków, Istotą poszukującą miłości i bezpieczeństwa w zewnętrznym świecie, Istotą znajdująca ukojenie w chwilach ciszy podczas praktyk medytacji. Ten czas, kiedy świat zatrzymał się, był dla mnie Wielkim Darem i kolejną Potężną Lekcją, był czasem uzdrawiania mojej energii, emocji, serca i moich komórek. To był chyba czas dorastania ;-). Poprzez mega dla mnie trudne doświadczenia nagłych i niespodziewanych, niechcianych zmian oraz zupełnych braków w przestrzeni materii, która przecież zawsze była tak łatwo dostępna i niedoceniana, niezauważana, materii, która była czymś, co po prostu było, czymś, co w moim pojęciu, po prostu mi się należy i już! Ot tak – Pomimo niespełniających się potrzeb mojego ego i mojej dotychczasowej próżności, uczyłam się przepływu, uczyłam się płynięcia z prądem w harmonii z Wszechświatem, uczyłam się jak być wdzięczną za każdą chwilę, muśnięcie szczęścia i spokoju wewnątrz mnie samej, uczyłam się doceniać najdrobniejszy pyłek, który pojawiał się w niedostrzegalnej przestrzeni mojej aury. Zawsze miałam poczucie, że materia, jest niezmienna i nigdy się nie skończy. Ha! A jej nagle zabrakło! Dotknęły mnie także niesamowicie bolesne dla mojego serca i ego doświadczenia odczuwania totalnej, długotrwałej samotności, której chyba nigdy wcześniej tak relanie i świadomie nie przeżyłam i którą teraz „musiałam” zaakceptować, zasymilować i pokochać czystą miłością bezwarunkową.
Dzieki tym dosadnym doświadczeniom ostatnich dwóch lat, poznałam siebie i uzdrowiłam siebie głębiej i mogłam przeprogramować zapisy i kody w moich traumach, wzorcach i nawykach i komórkach, energiach. Kiedy odkryłam, że i to byłam w stanie zrobić i podniosłam się i żyję nadal i mam się dobrze, i na nowo z wdzięcznością i radością uśmiecham się do moich Synów, teraz już z prawdziwą radością i czuję żywe promienie ogrzewającego mnie słońca i oddycham rześkim wiatrem, doznałam SZCZĘŚCIA i UWOLNIENIA.
I od tej pory wiem już jak działać i prowadzić moją SATYĘ w nowej jaśniejszej przestrzeni, tak aby służyła Wam i pomagała właśnie Wam, tym Pięknym Istotom i Duszom, które czują potrzebę doświadczania praktyk ciała, duszy, energii i emocji, umysłu. Odnalazłam w sobie nowe MOCE, którymi pragnę się tu i teraz z Wami dzielić, tak abyście i Wy odnajdywali je w sobie. Odnalazłam spokój, który i Wy odkrywacie, kiedy praktykujemy razem, kiedy doświadczamy własnego wnętrza i uczymy się jak rozpoznać kim jesteśmy i kiedy odkrywamy czym są prawdziwe, czyste, jasne: miłość, wolność i uzdrowienie i spełnienie. Odnalazłam spójność między tym, co w mojej głowie, sercu i w działaniu – odnalazłam to COŚ, tę PRAWDĘ, której poszukiwałam odkąd pamiętam.
PRAWDĘ dającą WOLNOŚĆ, RADOŚĆ, SPOKÓJ i SPEŁNIENIE.
Nauczyłam się wytwarzać i czerpać te jakości w własnego wnętrza, z nieustannych poszukiwań wewnątrz mnie samej.
Chcę dzielić się tym z Wami.
Im więcej jest nas, ISTOT JASNYCH i PROMIENNYCH, tym cały świat będzie bardziej kolorowy i piękny.
Im więcej jest nas, tych KOCHAJĄCYCH SIEBIE, żyjących w świadomości wolności, tym więcej będzie miłości i dbałości, miękkości i troski dla innych.
Im więcej będzie spokoju i spełnienia w nas, tym więcej będzie karmiących kreacji, które zostaną stworzone z naszych czystych, dobrych intencji.
Dla mnie najcenniejsza jest praca z żywymi ludźmi, z tymi, którzy naprawdę chcą przychodzić na moje zajęcia, sesje czy warsztaty.
Moje codzienne życie od wielu wielu lat, dawało mi tę niezwykłą możliwość przeżywania dnia codziennie od nowa i codziennego zdobywania wiedzy i nowe małe, a także wielkie doświadczenia. Codziennie jest coś do zrobienia, codziennie mogę się czymś dzielić ze światem, z ludźmi.
I właśnie tutaj w Centrum Satya odnajdujemy swoje prawdziwe wnętrze, siebie prawdziwą – prawdziwego. Tutaj zrzucamy maski i kostiumy, które założyliśmy kiedyś, aby móc odgrywać role w tym spektaklu zwanym życiem. Teraz czas na prawdę. Jeśli jesteś gotowa, gotowy do przemian, do przejścia na drugą stronę lustra, do odrodzenia się na nowo w sobie i w swoim życiu, to jest to miejsce dla Ciebie. Piszcie do mnie, zadawajcie pytania, wejdźcie w przestrzeń, która przyniesie zmianę i świeży powiew energii, pozwalający Wam odkryć jeszcze głębiej siebie samych… jestem tutaj po to, aby ucząc się, chłonąc wiedzę i doświadczenia, odkrywając, móc później dzielić się tym wszystkim z Wami, aby pomóc sobie i Wam odkrywać piękno, moc i mądrość tego prawdziwego wnętrza, swojej Duszy, swojego Istnienia, siebie samego. Pracuję z ciałem, emocjami, umysłem, energią, poprzez relaksację, oddech, medytację, za pomocą narzędzi jakimi są dźwięk, masaż dźwiękiem, prowadzę sesje dźwiękowe z misami kryształowymi i tybetańskimi dla grup oraz indywidualne, masaż Kobido i namaszczanie olejami aromaterapeutycznymi, opowiadam baśnie, czytam książki, pracuję medytacją, wizualizacją, afirmacjami, pytam Anioły i Istoty Światła, Bezmaterii. Jeśli poczujesz wewnątrzną potrzebę, zapraszam Ciebie, a gwarantuję Ci, że odkryjesz w sobie prawdę Twojej Duszy i Twojego Prawdziwego Wnętrza. Bo ja sama tego doświadczyłam. I dzięki temu, że dałam radę to zrobić, zmieniłam się ja i moje życie, zmieniła się moja rzeczywostość. I choć, jak każdy z nas, mam swoje ciężkie i ciemne momenty, to potrafię zmienić programy w moim umyśle i kiedy tylko świadomie zadecyduję, natychmiast widzę świat przez różowe szkiełko i cieszy mnie to, bo jest wtedy lekko i pięknie. I tego życzę Tobie!
Nauczyłam się rozmawiać nie z umysłem Człowieka, nie z materialnym światem, ale z Duszą, z Sercem, z Wnętrzem, wyższą Jaźnią, Prawdziwym Ja, Energią – jakkolwiek to COŚ nazwiemy, bo tylko to COŚ, czego kiedyś mi brakołao i to COŚ co w końcu odnalazłam to COŚ mówi prawdę i na tej podstawie Człowiek, z którym pracuję sam dochodzi do zmian w sobie….. Wystarczy tylko chcieć i odważyć się zrobić ten pierwszy krok.
ZAPRASZAM CIĘ DO ODSZUKANIA SZCZĘCIA, SPOKOJU, MIŁOŚCI ORAZ WOLNOŚCI W SOBIE
Witam Ciebie ciepło tutaj z moją całą miłością, jaką mam w sobie
Cudownego dnia i spokojnej nocy
Renata Satya Ommm….
Komentarze
Prześlij komentarz