Przejdź do głównej zawartości


 

Wiele lat praktykuję styl życia, znany powszechnie jako joga.

     W XXI wieku, my ludzie wiemy już, ponieważ wiedza o tym staje się coraz bardziej powszechna, że joga, to nie tylko asany. To cała potężna filozofia duchowa. Joga to cały system. Patanjali, zwany ojcem jogi, opisał jogę przedstawiając ją jako ośmio stopniową czy też ośmio członową ścieżkę prowadzącą do oświecenia. 

Elementy systemu jogi to normy i zasady, społeczne i etyczne, którymi jogin kieruje się w swiom życiu, czyli yamy i niyamy. A one są adekwatne do 10 przykazań, którymi chrześcijanin, katolik, powinien kierować się na ścieżce swojej wiary. Jednak joga i jej 8 gałęzi, to nie jest system religijny, nie jest żadną religią. To system duchowy i filozoficzny, to potężna technologia. Możemy być katolikami i praktykować jogę. I w obydwu przypadkach czynimy dobro, praktykujemy dobro, ponieważ chodzi o przestrzeganie podobnych reguł i o miłość.

I tak drugim z elementów wymienianych w jogasutrach są asany, czyli ćwiczenia fizyczne, pozycje jogiczne, dla ciała właśnie. W kolejnej cześci wymieniana jest pranayama - sztuka świadomego oddechu czy też inaczej sztuka kontroli oddychania. W kolejnych etapach jogin zagłębia się w pratyaharę czyli wycofanie zmysłów do wewnątrz, wyciszenie siebie, odnalezienie spokoju wewnętrznego. Za pratyaharą idzie dharana - umiejętność koncentracji umysłu,  dla mnie to sztuka nauki bycia świadomym.  Na końcu wymieniona jest dhyana - medytacja, zjednoczenie swojej jednostkowej świadomości ze świadomością uniwersalną wszechświata i wreszcie dochodzimy do oświecenia i wyzwolenia: samadhi

Różne tradycje jogi różnie przedstawiają te 8 gałęzi jogi. Szkoła jogi Iyengara mówi o stopniach, o kolejności wtajemniczania ucznia w praktykę jogiczną, począwszy od praktyki yam i niyam (a w naszym zachodnim świecie często nawet te aspekty są pomijane, zaczynamy praktykę od asan) poporzez kolejne stopnie jogi, docierając do wyzwolenia, samadhi. Tradycja Kunadalini Jogi przedstawia natomiast wszystkie osiem członów jogi jako równoległe. Uczeń może praktykować i rozwijać się w każdej z tych gałęzi rownolegle. Jak widać wspólne jest to, że mamy tu do czynienia z pewną tożsamą przestrzenią, która pozwala nam, ludziom, duchowo rozwijać się, kreując świadomie swoje życia. 

Chcę opowiedzieć o tym, jak ja przechodziłam w swoim życiu te różne etapy, ścieżki w mojej praktyce duchowej i w życiu codziennym. Chcę podzielić się tym z Wami, bo być może doda Wam to sił w codziennych zmaganiach z Waszą własną rzeczywistością - mayą i z samym sobą. Może moja historia rezonuje z Waszą w jakiejś przestrzeni i poczujecie, że nie jesteście sami na Ziemi, którzy przeżywacie to, co przeżywacie. Wiem jak bardzo czułam się zagubiona, kiedy nie miałam wiedzy, o tym, że to wszystko jest to proces, jakiś ciąg zdarzeń, przemian, które mają cel, jest z jakiegoś powodu i prowadzi do rozwiązania, najlepszego dla mnie rozwiązania. Był etap kiedy czułam się jak ślepiec, który stoi na środku łąki otoczonej lasem i nie wie, w którą stronę ma iść. Czułam, że mam gdzieś iść, że znajdę ścieżkę w lesie prowadzącą do domu, ale brak wzidzenia totalnie mi to uniemożliwiał. Szukałam po omacku. Pamiętam, jak po latach takiego stanu doznałam swojego małego, wewnętrznego oświecenia i radości: odczułam, że coś widzę jednym okiem, jakiś obraz, zarys drzew za mgłą. I wtedy już łatwiej było mi szukać moją ścieżkę.  Wiedząc, że nie jesteśmy sami, że to, co przeżywamy jest już znane innym i nazwane, czujemy moc wewnętrzną i widzimy światełko nadziei i odnajdujemy wiarę i chęci do działania i tworzenia zmian. Czujemy wspólną energię innych, która daje siłę. Nasze trudne sprawy tracą na ważności i łatwiej przez nie przechodzimy.

Dojrzałam w końcu do opowiedzenia swojej historii, także po to, aby wyjaśnić skąd u mnie taka joga, dlaczego robię to, co robię i jaki sens w tym widzę dla siebie i dla świata, dla ludzi, którzy przychodzą na moje zajęcia, sesje czy masaże. To wszystko jest połączone w jedną całość. Praca z dorosłymi, z dziećmi, joga, misy, masaże, medytacje i relaksacje, szydełkowanie, a nawet czytania duszy z pomocą kart, dla niektórych abstrakcyjne - to jedność, która dla mnie tworzy całość.

 Praktykuję jogę praktycznie :-) od dzieciństwa. Pamiętam mojego Tatę, który stawał na głowie i w psie z głową w dół, zaplatał nogi w pozycji lotosu i medytował, a ja patrzyłam na to, będąc dzieckiem i pytałam co on robi?  Mówił, że to joga. W tamtych czasach, a były to lata 80te, nie był to jeszcze tak popularny temat. Mając 22 lata pracowałam już z ludźmi. Prowadziłam zajęcia jako instruktor fitness. I wtedy właśnie w moje ręce trafiła książka: Światło Jogi B.K.S. Iyengara. Pamiętam jak studiowałam każdą asanę z tej książki, krok po kroku, raz jeszcze i od nowa. Jak rzetelnie i z zapałem rozpoczynałam na nowo kursy, które zawarte są na końcu tej książki. Asany stały się na wiele, wiele lat moją codzienną praktyką. Nie mogłam bez nich żyć. I w tamtym czasie zaczęłam te asany wprowadzać do swoich zajęć. To była fitnessowa joga :-). Jak akrobatyka. Wówczas po raz pierwszy zetknęłam się z Romanem Grzeszykowskim. Pamiętam prowadził jogę na ul. Kościelnej 3 w Krakowie. Byłam u niego dosłownie kilka razy na zajęciach. On pewnie nawet tego nie pamięta:-) Roman wydał mi się wtedy taki odjechany, nie z tego świata, z tą całą swoją jogiczną ideologią i perfekcją w wykonywaniu asan – myślałam wówczas: człowiek guma, głęboko zatopiony w świecie odjechanej jogi. Wróciłam do swojego życia, nadal codziennie nastawiałam budzik na 6 rano, aby praktykować, nadal prowadziłam zajęcia fitnessowej – jogi. I chyba właśnie w tamtym czasie, wgrałam sobie swój własny program: ja nigdy nie będę tak giętka jak ten nauczyciel, nigdy ie zrobię tych wszystkich trudnych wygięć, zgięć i płatań nóg i rąk i  nigdy nie będę tak silna, żeby wykonywać te wszystkie pozycje, które wymagają siły ciała foizycznego. Ten własnie program wgczytałam sobie w swoją podświadomość, bez wiedzy świadomej. I to też pokutowało później latami w mojej praktyce i w życiu. Teraz to widzę.

Przez wiele lat moja praktyka zmieniała się. Rozpoczynając właśnie od asan – czyli ciała, techniki wykonywania ćwieczeń. Pamiętam jak mocno i zaciekle starałam się wykonać wszystkie asany dążąc do ich doskonałości, tak aby móc po latach odczuć wreszcie przekaz z sutr Patanjalego, dążenia do asany doskonałej, a:

Asana jest doskonała wówczas, kiedy jest bezwysiłkowa.

Któregoś dnia osiągnąłam ten stan i pozostał on ze mną do dziś.

Całe lata przepalałam swoje ciało, dochodząc do perfekcyjnych asan. A ciało miałam bardzo mocne, tak mocne, że aż nie chciało sie rozluźniać. Miałam wiele uwarunkowań w ciele, wiele historii przodków i mojej rodziny, mnóstwo blokad. To wszystko determinowało mnie do dążenia do jeszcze większej doskonałości. Było to także potęgowane intensywną pracą w zawodzie trenera fitness i kulturystyki.

W tamtym czasie, tak jak i ciało, mój umysł był tak spięty i uwięziony w strukturach, że relaks byłam w stanie robić tylko pod dyktando nauczyciela. Po intensywnej praktyce asan, kładliśmy się w śavasanie a mój ówczesny Mistrz – Nauczyciel Konrad Kocot, wprowadzał nas w świat relaksu, pranayamy i medytacji jogicznej. Stopniowo poprzez koncentrację umysłu na słowach nauczyciela, nauczyłam sie rozluźniać ciało, serce, oddech, a na końcu głowę. W późniejszym czasie nauczyłam się sama siebie przeprowadzać przez relaks.

Już wtedy, w tamych starych czasach, dość intensywnie medytowałam. Jednak do medytacji również potrzebowałam przewodnictwa, tak jak do asan i relaksu. 20 lat temu spotkałam na swojej drodze Nauczyciela Tradycji Tybetańskiej Bon: Tenzina Wangayal Rinpoche oraz innych lamów tej tradycji, a także instruktora tradycji Bon Wojtka Plucińskiego, na którego medytacje przechodziłam regularnie przez kilka lat, z nieustannym zaciekawieniem wobec tradycji Bon i jej praktyk, jak również osoby Wojtka, jako nauczyciela. Byłam zafascynowana. Chłonęłam wiedzę i przeżywałam doświadczenia medytacyjne tej tradycji, tak samo jak w świecie ciała jogę Iyengara.

Te dwie przestrzenie ukształtowały całe moje życie. Wiedziałam wtedy, że to jest moja ścieżka. Wiedziałam, że odnalazłam swoją czystą ścieżkę – swoją prawdę SATYA. I wtedy, właśnie, poprzez nieustanne poszukiwanie swojej prawdy, narodził się pomysł na Centrum SATYA – Centrum Prawdy, tej uniwersalnej, prawdziwej, kosmicznej i bezwarunkowej PRAWDY! Prawda ta, w moim życiu także się zmieniała, bo przecież każdy ma swoją prawdę. Zmienia się ona nadal. Moje życie toczyło się obok. Jakby pod dyktando tej dominującej myśli przewodniej. Niejednokrotnie popełniałam błędy dotyczące swojego życia, swojej rodziny, pracy, siebie. Błędy? Czy błędy instnieją? Kiedyś bardzo mądra terapeutka powiedziała mi: nie ma błędów, są informacje zwrotne. Słowa te wryły mi się w pamięć i za każdym razem kiedy coś związane z moimi decyzjami, poszło nie tak w moim życiu, zawsze przypominałam sobie te słowa. Wyciągałam wnioski i próbowałam dalej. Nigdy się nie poddałam. Nawet wtedy kiedy po 2 latach bardzo intensywnej mojej praktyki jogicznej i po kolejnych 2 latach intensywnego kursu nauczycielskiego Intro I, jogi Iyengara, w czasie którego zdążyłam urodzić i wykarmić sowjego synka. Nawet wtedy właśnie, kiedy z powodu dziwnych zdarzeń, oblałam egzamin. I za wytycznymi Romka, który wówczas egzaminował nas i to on w głównej mierze podjął decyzję o moim niezdaniu, (jakie zrządzenie losu, że akurat wówczas na tylu nauczycieli jogi Iyengara, akurat Roman był jednym z egzaminatorów), rozpoczęłam kurs od nowa. Jakże ja byłam wtedy złamana czując wielki upadek w swoim życiu. Mocno, ale tylko przez chwilę. Zakasałam rękawy i rozpoczęłam kurs od nowa. Po kolejnych dwóch latach zdałam egzamin! Teraz jestem za to wdzięczna Romkowi i po latach wiem, że przez tamte 4 lata nauczyłam się bardzo dużo. Opanowałam do perfekcji  praktykę jogi dla ciężarncyh, :-) . Za zgodą Konrada Kocota, u którego uczyłam się na moim pierwszym oblanym kursie, uczestnicząc nieoficjalnie w praktycznie wszystkich spotkaniach kursantów, praktykowałam wszystko to, co oni – w wersji dla ciężarnych. A w późniejszej edycji kursu, uczyłam się już normalnie.

Przez całe lata przechodząc przez coraz głębsze czucie ciała, ucząc się relaksacji i doznając doświadczeń medytacyjnych, przez coraz większą świadomość wszystkiego co robię, doszłam do momentu, w którym moja sytuacja życiowa oraz nakładające się na to zmęczenie materiału, zowocowało totalną niemocą. Nie byłam w stanie poruszać ciałem. Wszystko mnie bolało, mięśnie, kości, stawy, czułam jak boli mnie krążąca w żyłach krew i cały układ nerwowy. Miałam momenty takiego bólu, który nie pozwalał mi wstać z fotela i uczucie wbijających się w mózg igiełek. Całkowita niemoc! Mogłam jedynie w tamtym czasie szydełkować. I tak jak z kursem, wówczas widziałam to jako porażkę życiową, załamanie. Jednak ponownie, nie poddałam się. Szydełkowałam, mieszkałam na wsi, zajmowałam się ogrodem i chłonęłam zieleń przyrody. Prowadziłam wtedy lekkie praktyki dla swoich uczniów, regeneracyjne, relaksujące, medytacje na łonie natury. Wszystko było połączone z obcowaniem z dzićmi. Do mojej Zaczarowanej Doliny Ciszy przyjeżdżały rodziny na sobotnie i weekendowe warsztaty. I tak minął kolejny etap mojego życia. Odkryłam wtedy, że nie chcę już tak zamęczać swojego ciała, zresztą nawet nie miałam na to sił. Zatopiłam się całkowicie w świecie duchowym i medytacyjnym, porzucając jogę fizyczną. Bliskość przyrody i zieleni, która roztaczała się wokół mojego domu, pozwoliły mi zagłębiać się w całkowitą praktykę pierwszej i drugiej czakry. Odkrywałam świat duchowy i świat enegii, stopniowo coraz bardziej. Poznałam wówczas misy tybetańskie i gongi oraz osoby, które bardziej wprowadziły mnie w świat duchowy i pokazały jak pracować z tą Nieskończoną, Nieodkrytą Mocą Wszechświata. W tamtym etapie doznałam wielu wglądów, doświadczyłam czym jest i jak działa energia na poziomie fizycznym. Przekonałam się, że wszystko jest w naszej głowie, że to my sami twoarzymy naszą rzczywistoś, że jeśli tylko chcemy możemy mieć kontakt z innymi wymiarami i z siłami kosmotu, z Aniołam, czy Energiami, Bytami, Duszami – jakkolwiek to nazwiemy – z Boskością. Odkryłam, że nasz świat jest równoległy z innymi światami, z którymi możemy łączyć się, jeśli jesteśmy na to gotowi i otwarci. Doświadczyłam, że nie jestem sama w tym wszechświecie, poczułam opiekuńczą Moc Swoich Kosmicznych, Anielskich Opiekunów, Strażników – i znowu nazwa nie ma tu znaczenia – może to nasza Czysta Świadomość, możę to my sami? Dzięki mojej drogiej przyjaciólce Beatce Pełczak byłam w stanie zaufać, że jestem otoczona miłością i ochroną. Jedyne co musiałam zrobić to uwierzyć. I uwierzyłam i to zadziałało. Wtedy także przeżywałam w swoim prywatym życiu trudny czas, chyba najtrudniejszy ze wszystkich, które były do tej pory.

Moje przyjaciólki Joanna i Kasia wspierały mnie w bardzo trudnych moich momentach życiowych. Jestem im bardzo za to wdzięczna. Kasia była przykładem tego, jak żyć tu na ziemi w swoim życiu. Zawsze podziwaiałm ją i nadal podziwiam ucząć się od niej życia. A Joasia cały czas przypominała mi, że jesteśmy połączeni ze Żródłem, z nami samymi i to że jestem kimś ważnym w tym świecie. Jestem moim przyjaciółkom bardzo za to wdzięczna. Piszę o tym, ponieważ to także wpłynęło na mój rozwój i to gdzie teraz jestem w swoim życiu.

I w końcu znalazłam się tu gdzie jestem teraz w swoim życiu, z doświadczeniami i zebraną wiedzą. I cieszę się niezmiernie, bo czuję że nadszedł wrescie czas, kiedy te wszystkie nauki, wiedza, empiryczne moje osobiste przeżywanie, układają się w jedną całość. Osadzają się we mnie. Równoważą, harmonizują i klarują. Czuję się Pełną Kobietą, po 40tce ;-), która potrafi cieszyć się życiem, akceptować momenty, sytuacje, które są trudne i niechciane przeze mnie, czy może przez moje ego? mnie jako Renatę? Odkryłam czym jest moje wnętrze, moja Dusza, ja sama i czego Ja, właśnie ta niematerialna potrzebuję, aby żyć jak fizyczna Renata w radości, spokojnu i w przepływie, w zaufaniu, w wierze, aby doceniać i przeżywac każdą chwilę dnia, nocy, swojego życia, bez gniewu i lęku, bez projekcji i myśłotoku, obdarowując siebie, a tym samym innych miłością i opieką, dając sobie cipeło i radosny spokój, rozpuszczając turbulencje życiowe. Taki mam teraz etap. Jestem gotowa, aby dzielić się tą moją pełnią ze Światem. Odkryłam siebie prawdziwą. Odkryłam to kim jestem, jaką kobietą jestem. I wiem, że każdy z nas może tego doświadczyć. Potrzeba nam tylko to odkryć, znaleźć przewodnika, który przekaże wiedzę i swoje doświadczenie. A później trzeba nam się tylko tego nauczyć, jak tabliczki mnożenia. Cwieczyć jak jazdę samochodem. Nadać temu priorytet w swoim życiu. I wreszcie móc to czuć i żyć swoją pełnią. Czasami, tak jak mnie, zajmuje to całe lata, bo każdy ma swoją podróż i przyszedł na ten świat, aby doświadczać własnych procesów. Czasami jest to tylko krótki etap odkrywania i odnajdywania siebie. To wszystko, według mnie, zależy najbardziej od uwikłań i głębokości zakorzenienia schematów i kodów, wzorców w umyśle oraz siły własnego sabotowania siebie przez swój umysł. A przecież ten powinien nam służyć i pomagać, wyświetlać cudowne projekty działań i miłości. A my powinniśmy wiedzieć, że to my jesteśmy Panami swojego umysłu, swoich myłśi, emocji, mowy i zachowań. To my sami!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Podsumowań czas

  3 styczeń 2024  Podsumowań czas        Podsumowując: tamten rok 2023, był całkiem dobrym rokiem. Rokiem odpoczynku! Odpoczywałam po przejściach ostatnich kilku lat. Regenerowałam siły i ciało i odważałam się stawiać nowe kroki. Słabe i maleńkie jeszcze. Ale nowe i naprzód. Posprzątałam prawie całe moje życie do końca! Z gratów! Uporządkowałam je wreszcie! Choć ktoś patrzący na moje życie z zewnątrz, mógłby powiedzieć, że dziś jest w nim i tak ogromny jeszcze bajzel! Ale ja wiem swoje. Jestem z siebie dumna! Oczyściłam nagromadzone rzeczy i splątania energetyczne i teraz, w 2024 roku jestem gotowa wejść odważnie w nowe.     Są jeszcze wewnątrz mnie przestrzenie, w których nadal wszystko jest wciąż trochę zagmatwane. Ale powoli i z nimi zaczynam sobie radzić, uwalniając je całkowicie i stopniowo coraz bardziej przekształcając siebie do bezwarunkowej miłości. Ta bezwarunkowa miłość, do której idę nieustannie i niezmiennie od kilku już lat, sta...

Historia Kryształowej Kuli

         16 czerwiec 2023     - Chciałabym poczuć wreszcie własną MOC i działać tak, aby efekty były widoczne w materii tego zewnętrznego iluzorycznego świata. - pomyślałam ja, jako Dusza, pewnego czerwcowego paranka, kiedy to powróciłam do hologramu w gęstości 3D, z nocnej wędrówki do Domu.     Na razie bardzo długo trwa już u mnie okres tzw. przygotowawczy. Kiedyś poczułam, że już czas na działania. Jednak w przestrzeni na zewnątrz mnie, nie było jeszcze na to miejsca. Czułam wewnętrznie w środku mnie, że już czas jest na działanie. Już chcę wyjść ze swojej jaskini do świata i działać. Jednak moja przestrzeń wokół mnie, była nadal zapchana i zagracona.     Czułam się tak, jakbym była Kryształową Bańką, którą otaczają pokłady ciemnej smoły. Wszędzie wokół rozlewała się smoła, a z niej wystawały metalowe kolce. I w tej smole pływały jakieś inne metalowe, ostre części, zardzewiałe elementy, które ocierały się o mo...

Szczęśliwego Nowego Roku czy Rachunek Sumienia?

 1 styczeń 2024   Szczęśliwego Nowego Roku     Co czuję? Pytam siebie. Jak się czuję?  Czy inaczej niż w roku 2023? czyli zaledwie wczoraj?  Czy transformowało się coś? We mnie?      Dziś niebo jest szare i pada deszcz. Czy jechać dzisiaj z powrotem do miasta?  Czy zostać tu w przestrzeni czystej natury jeszcze jeden dzień?      Jutro szkoła. Mini mini tycie wagarki?  Czy mój syn jest zdrowy?     Pustkę mam! W środku! Co stało się z moim życiem? Z układu planet wynika, że przez ostatnie 15 lat miałam jakieś oczyszczania i ciężki czas!  15 lat!      Podobno to już się skończyło wraz z rozpoczęciem się 2024 roku. Jakaś planeta, Uran, Saturn, Pluton? Nie zapamiętałam :-) Jak zawsze. Ta planeta przesunęła się po 15 latach. Hurrraaa! Ruszyła się wreszcie. Zmienia miejsce swoje w układzie planet. I to ponoć zmienia moją sytuację życiową.     Czyżbyśmy byli sterowan...